Widziałam dzisiaj smutek.
Był ubrany w czarny płaszcz,
Czarne buty i szary szal
- chodził ulicami Sopotu,
samotnie.
W ręku trzymał młody liść,
Bezużyteczny, niezauważalny,
Taki mały i pospolity.
Jednak było widać
- Ten smutek, czuł.
Czuł coś więcej do tego liścia.
Ten liść był wyjątkowy.
Ten liść przypominał.
Przypominał uśmiech i łzy.
Przypominał jak szczęście
Zamieniło się w smutek,
Ten smutek w czarnym płaszczu.
Szedł ślepo wpatrzony przed siebie,
Niby prosto lecz jednak chwiejnie.
Widziałam, ten pusty wzrok.
Dostrzegłam, te puste serce.
Chciałam podejść – zapytać
Zabrakło mi odwagi ,
może determinacji – nie wiem.
Kapiąca łza z każdym powiewem wiatru,
Który próbował porwać
Te wyjątkowość – ten pospolity liść
Spadała i robiła dziury w chodniku,
Tworząc drogę cierpienia.
Chciałam iść! Pozatykać te dziury,
Je wszystkie – nie mogłam.
Tworzyła się droga Jezusa,
Droga ku zbawieniu.
Stanął popatrzał chwilę – usiadł.
Spoglądał z nadzieją na ten liść,
Przekładał go z ręki do ręki.
Zrozumiał, że nie ma prawa bytu
Lecz te puste serce go usilnie trzyma!
Nagle, wstał i poszedł dalej.
Ja, wpatrzona w niego , zrozumiałam,
Że bez smutku, szczęście nie istnieje.
Pobiegłam za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz